W swoich recenzjach nie uszanowałem czołowych Autorytetów, wielce krytycznie odnosząc się do prezentacji na warszawskich scenach spektakli reżyserowanych przez Gustawa Holoubka, Adama Hanuszkiewicza, Józefa Szajnę, Jana Bratkowskiego, Waldemara Śmigasiewicza, Filipa Bajona, Romualda Szejda, Krzysztofa Zaleskiego oraz twórców najmłodszego pokolenia: Szczepana Szczykny i Artura Hofmana. Mea culpa. Tak się jednak dziwnie składa, że - gdyby mojej cioci z Krakowa przyszła nagła ochota odwiedzić mnie w Warszawie, do teatru bym jej nie zaprowadził. No bo, na co? Przecież nie na kameralne słuchowisko pt: "Popołudnie kochanków", utopione w przestrzeni wielkiej sceny Teatru Polskiego? Przecież nie na chybiony inscenizacyjnie, adramatyczny "Pamiętnik z powstania warszawskiego" w Powszechnym." Przecież nie na bez koncepcyjnego "Fantazego" w Ateneum? Nie wspominając już nawet o infantylnej estradowej żonglerce adaptacyjno-inscenizacyjnej na kanwie życior
Tytuł oryginalny
Teatr polski: prowincjonalny albo pozawarszawski
Źródło:
Materiał nadesłany
Rzeczpospolita nr 304