EN

11.01.1993 Wersja do druku

W cieniu orkiestry

Widok sali zaskakuje. Nie ma kanału orkiestrowego, a powierzchnia ta wraz z proscenium zabudowana jest białymi tarasami, podestami, basenami z fontannami i sztuczną zielenią, przypominającymi wystrój hotelu Marriott czy "srebrzystego wieżowca". Ale przedstawienie rozpoczyna się, podnosi się metalowa kurtyna, ukazując w głębi sceny orkiestrę wznoszącą się do rozgwieżdżonego nieba z ogromnym księżycem - i... po raz kolejny scenografia Andrzeja Majewskiego dostaje brawa.

Nie pierwszy to pomysł umieszczenia orkiestry w głębi sceny, zwłaszcza w przypadku tak wielkiego zespołu, jak w dziełach Ryszarda Straussa. Przekonaliśmy się jednak po raz kolejny, jak trudna jest akustyka Teatru Wielkiego. Okazało się, że realizacja sprawdza się przede wszystkim na parterze, gdzie słychać bardzo wyraźnie solistów, a orkiestra daje niegłośne tło. Już w amfiteatrze jednak, czyli na poziomie orkiestry, sytuacja się zmienia i soliści, szczególnie na początku, bywają niesłyszalni. Na wyższych balkonach jeszcze na dodatek publiczność musi stać, żeby coś zobaczyć. Bez wątpienia jednak został osiągnięty inny cel, jaki przyświecał reżyserowi: uczynienie z orkiestry persony dramatu, uosobienia nieubłaganego kosmosu wiszącego nad bohaterami. Tym bardziej że orkiestra pod dyrekcją Andrzeja Straszyńskiego osiąga swoje szczyty, co jest w przypadku dyrygenta wyczynem, ponieważ stojąc plecami do sceny nie ma on kontroli nad akcją (sol

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

W cieniu orkiestry

Źródło:

Materiał nadesłany

"Gazeta Wyborcza" nr 8

Autor:

Dorota Szwarcman

Data:

11.01.1993

Realizacje repertuarowe