Dwa przedstawienia Andrzeja Wajdy, z którymi Teatr Stary wystąpił w Warszawie są niczym podręcznikowe ilustracje do historii teatru: perypetie Melpomeny w latach osiemdziesiątych widać tu jak na dłoni.
W 1984 głos tej szlachetnej muzy bez reszty tonął w zgiełku ulicznym. Do jej przybytku wdarł się tłum demonstrantów protestujących przeciwko stanowi wojennemu, ich śladem wpadli stróże wojennego ładu. I jedni, i drudzy udając, że wystawiają "Antygonę" nie włożyli nawet kostiumów. Żołnierze paradowali po scenie w uniformach, demonstranci, przy-odziani wedle aktualnej mody pod pozorem Sofoklesowego wiersza skandowali wiecowo własne hasła: WOL-NA! NIE-U-JARZ-MIO-NA ! Pierwszym przewodził okrutny tyran w ciemnych okularach, dla niepoznaki przezwany Kreonem (Tadeusz Huk), na czele drugich stanęła gniewna postać ze szczytu ulicznej barykady, bez widocznego powodu podszywająca się pod Antygonę (Ewa Kolasińska). Biedna Melpomena w obliczu tego żywiołu pozostawała całkiem bezradna. Pozwoliła panoszyć się uzurpatorom, brakło jej bowiem sił, by przemówić własnym głosem, brakło wiary, że można żywioł okiełznać, poddać artystycznej i intelektualn