"Ciekaw jestem. Jak kronikarze opiszą tę historyczną noc" - rzuca Don Kichot ze sceny Dramatycznego. I jest to wyzwanie. W kronikach trzeba by zapisać i sukces, i owacje, i entuzjazm aktorów nieobytych z musicalem, i lekkie zażenowanie, że klasykę gatunku przychodzi nam poznawać właściwie w 30 lat po Nowym Jorku. Nareszcie warto by zapamiętać to, co jest odkryciem największym: powrót mitu Don Kichota, naprawiacza świata z powieści nie czytywanej od pokoleń, wywołanie ducha idealizmu, aury poezji, przygody w starciu z prozą życia. Dokładnie w 20 lat po naszej operetkowej prapremierze wrócił do Warszawy "Człowiek z La Manczy", brzydkie kaczątko z Washington Square (nie z Broadwayu, nikt tam nie uwierzył w sukces), największa niespodzianka teatru muzycznego, dziś już klasyczny, szacowny musical. Wrócił w wersji, która pozwala mówić o rzeczywistej prapremierze. Lejce Rosynanta trzyma Gruza, reżyser, który przejął musicalową p
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Nasze Codzienne nr 9