Dwa lata temu trzęśliśmy się od złych emocji, kiedy to w warszawskim Teatrze Dramatycznym zaczęło kursować "Metro". Po Wiktorze Kubiaku, który wyłożył gotówkę na to, by przybliżyć Polakom teatr musicalowy, ślad wszelki zaginął. "Metro" zagrano ponad 700 razy i jakiekolwiek mielibyśmy zastrzeżenia do tego spektaklu, przyznać trzeba, że wynik to imponujący i zgodny z duchem spektaklu: wszak metro jest po to, żeby jeździć - w tę i z powrotem, jak najczęściej i jak najwięcej, przy okazji wybijając kołami równy rytm. Pod nową dyrekcją Piotra Cieślaka Dramatyczny ponownie postanowił popróbować musicalowego szczęścia i wystawił "Człowieka z La Manczy", nowojorską sensację sprzed 28 lat. Don Kichot, jak wiemy, był błędnym rycerzem i walczył z wiatrakami. Błędnym teatrem można by nazwać ten, który porywa się z motyką na słońce. I właśnie w takiej sytuacji jest każdy polski teatr, który wystawia musical. Bo jeśli
Źródło:
Materiał nadesłany
Tygodnik Powszechny nr 5