EN

23.01.1993 Wersja do druku

HAMLET (Teatr Dramatyczny -Warszawa)**

Szkoda, że wyszło. Andrzej Domalik nie sobie poradzić z Czecho­wem (vide "Mewa" i niedawny tele­wizyjny "Płatonow"); na Szekspirze rozłożył się jak długi. Trudno mówić tu o spójnej interpretacji; pomysł, że Duch ojca Hamleta to agent obcego mocarstwa jest aż żenujący w swojej banalności i ograniu. Dlaczego jed­nak ten duch jest przy tym (Wiesław Komasa) aż karykaturalnie nieudol­ny? Dlaczego Mariusz Bonaszewski "Być albo nie być" wykrzykuje z tyłu sceny? Żeby było inaczej? Dlaczego Grabarz jest parkowym dozorcą, a wniesione w pogrzebowym orszaku zwłoki Ofelii leżą na scenie aż do końca? Dlaczego w parze Rosencrantz i Guilderstern jeden jest Murzynem, a drugi - idolem z "Metra" Robertem Janowskim? Spektakl sprawia wrażenie, jakby reżyser za­pomniał, co chciał przez "Hamleta" powiedzieć i haftuje inscenizację po­mysłami od sasa do lasa. Wypadek przy pracy? Dobrze byłoby, żeby po­działał jak ostrzeżenie: Domalik jest teatrowi potrzebny. Ś

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał nadesłany

Polityka nr 4

Data:

23.01.1993

Realizacje repertuarowe