"Cień" wg Elfriede Jelinek w reż. w wyk. Kamili Sammler w Teatrze im. Jaracza w Łodzi. Pisze Łukasz Kaczyński w e-kalejdoskopie.
To przedstawienie może sprawiać kłopot. Odbiorczy. Kamila Sammler w tak znaczącym stopniu wypełniła osobistymi odniesieniami oparty na tekście Elfriede Jelinek monodram "Cień", że pewne dość widoczne niedomagania tracą na znaczeniu. Ale czy można całkiem nie liczyć się z nimi? Czy bezpośredniość przekazu może unieważnić kształt "przekaźnika"? Jelinek połączyła w swoim utworze dwa zamierzenia: pokazała mit o Orfeuszu i Eurydyce, ale głos oddała jej, czym rewaloryzuje tę niemą i nieco bezwolną postać, a tym samym poddaje krytyce współczesną kobiecość promowaną przez popkulturę - poddawaną dyktatowi wiecznej młodości, próżną, mającą kochać bezwolnie i bezkrytycznie. Służy jej do tego wizerunek Orfeusza, ukazanego jako zniewalającego tę kobiecość idola i gwiazdora estrady (gra go, obecny tylko głosem, Ireneusz Czop, tworząc kapitalną, błazeńską rolę jodłującego pyszałka i durnia). Wybawienie ukochanej nimfy z Hadesu będzie