EN

7.04.2006 Wersja do druku

Odchodzę, póki czas

- Czasem mam poczucie, że teatr jest azylem przed tym, co się dzieje w polityce. Jeszcze bardziej się boję, żeby mi go politykierzy nie zabrali, więc zrodziła się we mnie myśl, że może lepiej samemu z niego uciec niż czekać, aż to się stanie - mówi lubelski aktor HENRYK SOBIECHART, który po 40 latach żegna się ze sceną.

Andrzej Molik: Rewelacyjne recenzje, aplauz publiczności, jubileuszowe zaszczyty, a Pan nie kryje, że chciałby rolą Zachedryńskiego w "Miłości na Krymie" [na zdjęciu] Mrożka pożegnać się z teatrem... Skąd taki pomysł? Henryk Sobiechart: Naprawdę jestem człowiekiem szczęśliwym, spełnionym w tym zawodzie. Miałem szczęście grać wiele ról, czasami się udawały. Może więc trzeba zacząć czytać nie przeczytane książki, zająć się wnuczką w Warszawie, która się właśnie urodziła, wyjść z ciemności sceny?... To jest praca pomiędzy światłem, w którego blasku nas widzicie, a ciemnością, gdy zgasną reflektory i po omacku szukamy drogi przed kolejnym odsłonięciem kurtyny. Czasami myślę, że podobni jesteśmy do kopalnianych koni. A za oknem jest pięknie! Późno zauważyłem, że tak jest. Późno? Dlaczego? Bo teatr był w młodości moim azylem. Czasy gomułkowskie - trzeba to przypominać i mówić o tym młodzieży - to była ciemnota. Te

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Artysta z ostatniego bastionu

Źródło:

Materiał nadesłany

Kurier Lubelski nr 82/06.04

Autor:

Andrzej Molik

Data:

07.04.2006

Realizacje repertuarowe