- Mama często się martwi, że z powodu jej zawodu i braku czasu jako dziecko miałam jakieś deficyty. Wcale tak nie uważam, moje dzieciństwo było fantastyczne - mówi Katarzyna Z. Michalska, aktorka Teatru Wybrzeże w Gdańsku.
Mama wiecznie się spieszyła. Biegła, ciągnęła mnie za rączkę i prosiła: córeczko, teraz trzy kroczki szybciutko, a potem trzy wolno. Ciągle była gdzieś spóźniona. Wolałam chodzić do teatru niż do przedszkola. Czasem rodzice podrzucali mnie do gabinetu Stasia. Na "ty" przeszliśmy dopiero po jego śmierci. Wcześniej był dla mnie dziadkiem. Siedziałam w jego dyrektorskim fotelu i mogłam robić, co chcę. Dorośli zawsze mieli do mnie zaufanie. Wiedziałam, że moja rodzina różni się od innych. Koleżanki nie mogły wieczorem oglądać "Z Archiwum X", bo rodzice im zabraniali. Moi byli w tym czasie w teatrze. Zostawałam sama w domu, włączałam telewizor i umierałam ze strachu. Uwielbiałam to uczucie. Kiedy na studiach zaczęłam grać w Teatrze Współczesnym we Wrocławiu, nikomu nie powiedziałam, kim jest moja mama. Dopiero po dwóch latach ktoś skojarzył, że jestem córką aktorki Doroty Kolak. Na scenie występowali też mój tata, Igor Mi