- Bycie uznanym aktorem teatralnym niczego nie gwarantuje. A już na pewno nie gwarantuje, że pieniędzy starczy do dziesiątego. Gdy sukces w pracy nie oznacza sukcesu finansowego, rodzi się poczucie silnego dysonansu. Dlatego każdy z nas wymyśla indywidualny plan przetrwania - mówi Dobromir Dymecki w rozmowie z Jackiem Cieślakiem w Teatrze.
JACEK CIEŚLAK Gdyby chcieć podsumować Pana teatralny dorobek, na który składa się już trzydzieści spektakli, to na pierwszy plan wybijają się dokonania z Moniką Strzępką i Pawłem Demirskim, spektakle zrealizowane z Maciejem Podstawnym oraz przedstawienia rosyjskich reżyserów - Lód Konstantina Bogomołowa i Nieznośnie długie objęcia Iwana Wyrypajewa. DOBROMIR DYMECKI To są różne formy, a ja nie mam własnej hierarchii. Na pewno Maciek Podstawny był pierwszym reżyserem, który zainwestował we mnie, zaufał mi. Zaprosił mnie do Teatru Dramatycznego w Warszawie z Łodzi, gdzie grałem w Nowym i Jaraczu - powierzył mi główną rolę w "Don Kiszocie" Mateusza Pakuły. To pozwoliło mi wyjść poza kontekst łódzki. Maciek wcześniej podważył tradycyjne formy procesu nauczania aktorów w szkole. W filmówce przechodziliśmy kolejne etapy poznawania techniki, konwencji. Kiedy przyjechał z krakowskiej szkoły do Łodzi robić z nami dyplom "Letnisko" według Cze