SZKODA, że nie jest to przedstawienie wybitne, szkoda, że tylko przeciętne, miejscami zaledwie poprawne. Materiał dramaturgiczny świetny, intelektualnie bogaty, rozpisany na pełne, wyraziste postacie, przywołujący dzieje spojrzenia na człowieka; współczesny w swoich istotnych pytaniach. Reżyser oczywiście wszystko to wiedział i rzecz potraktował jak należało, aby przemówiła do dzisiejszego widza.
Idzie o "Kochanków piekła" Jarosława Marka Rymkiewicza, mających w podtytule określenie: tragifarsa w dwóch aktach, według Calderona. Jak na neoklasyka przystało, Rymkiewicz, poeta, eseista, dramaturg, może budzić podziw swoją pasją odgrzebywania archetypów i odświeżania dawnych wzorów. Być twórczo zafascynowanym przeszłością i jej współczesnymi echami,tak eksploatować i ponawiać literackie prototypy w świecie, który z nadętej zarozumiałości chciałby zerwać ze źródłami kultury - to niemal misja, misja pośredniczenia między źródłami a posuchą kulturową współczesności. Dlatego też i "Kochankowie piekła" zanurzeni są w literaturze, legendzie, problematyce przeszłości, ale zanurzeni przewrotnie, czerpią z tradycji, lecz ją unowocześniają, przystosowują do nowych potrzeb intelektualnych i psychologicznych. Rymkiewicz, znawca epoki Calderona, wie, skąd i jakie inspiracje zaczerpnąć. Tym razem z fabuły dawnej legendy o św. Cyprianie