- "Until the Lions", spektakl, który oglądałem w Londynie, był momentem przełomowym. Wszedłem do teatru przygotowany na trzęsienie ziemi. I ono nastąpiło. To było jak huknięcie w głowę, przeżycie graniczne. Cieszę się, że mogę się nim podzielić z widzami biennale - mówi Paweł Gabara, dyrektor Teatru Wielkiego w Łodzi, w rozmowie z Izabellą Adamczewską w Gazecie Wyborczej-Łódź.
Izabella Adamczewska: Kiedy ostatnio pan tańczył? Paweł Gabara: W wakacje, w Szwecji. Nad brzegiem Morza Bałtyckiego. Chciałem uwolnić emocje i siebie z emocji. Pląsałem nieobserwowany przez zbędnych widzów. I dobrze, bo moja kreacja choreograficzna nie zasługiwała na odnotowanie. Jeśli chodzi o konwencjonalny taniec, to nie pamiętam, kiedy byłem na dansingu czy dyskotece. Zapewne ze 20 lat temu albo i więcej. Jestem typem odbiorcy. Lubię oglądać, słuchać, sam nie jestem aktywny. Ceni pan bardziej klasykę czy taniec nowoczesny? - Taniec interesuje mnie w każdym przejawie, ale najbardziej jego pogranicza, czyli wychodzenie z klasyki baletowej w stronę form teatralnych, rytualnych, plastycznych, ekspresyjnych i autorskich. Z wielkim podziwem oglądam balet klasyczny. Oceniam umiejętności tancerzy, czasem porównuję wykonanie jakiegoś słynnego pas de deux z innym. Wolę jednak, gdy i choreografia, i wykonawca zaskakują mnie czymś nieobliczalnym. W tańc