EN

28.04.2017 Wersja do druku

Dymna? To żona Bińczyckiego!

- Ile warta jest popularność, przekonałam się wiele lat temu, gdy w toalecie wrocławskiego dworca zobaczyłam okładkę czasopisma z moim zdjęciem - mówi Anna Dymna, aktorka Narodowego Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie.

Z czym kojarzy się pani słowo "popularność"? - Z czymś, do czego należy mieć ogromny dystans i czemu w żadnym przypadku nie można dać się uwieść. W pewnym sensie popularność jest dla mnie także synonimem samotności. Chyba również zawodowego spełnienia? - Owszem. Sława i uznanie są tym, o czym każdy aktor marzy. Zaprzeczanie temu byłoby kokieterią. Im więcej widzów ogląda nas w teatrach, kinach i telewizji, tym bardziej czujemy się zrealizowani w tym zawodzie. Ludzie sceny, o których nie mówi się i nie pisze - nawet jeśli są znakomitymi artystami - często miewają kompleksy. Gram od ponad 40 lat, jestem znaną aktorką nie tylko w kraju, ale i poza jego granicami, oczywiście dla Polaków. Trudno mi jednak wyjaśniać, czym tak naprawdę jest dla mnie popularność - czy pomaga, czy też przeszkadza w życiu. Nieraz przekonałam się, że jest ona tyleż niebezpieczna, obrzydliwa i męcząca, co radosna, wspaniała i miła. Bukiety kwiatów, pełne

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Dymna? To żona Bińczyckiego!

Źródło:

Materiał nadesłany

Przegląd nr 17/18

Autor:

Wojciech Szczawiński

Data:

28.04.2017