EN

15.03.2006 Wersja do druku

Gustaw Koliński. Pożegnanie

Trudno mi zebrać myśli. Ta śmierć była dla niego wybawieniem. Ileż ten drobny, delikatny, niemalże filigranowy chłopiec - bo taki pozostał w mojej pamięci - o smutnych, wyrazistych oczach musiał wycierpieć? Od 13 lat, po wylewie i utracie mowy, odizolowany od świata, wegetował w domu opieki ojców bonifratrów na Starym Mieście. Dawniej pogodny, towarzyski, utalentowany i dowcipny, żądny wiedzy, nagle pozbawiony mowy, nie mógł porozumieć się ze światem. Stał się nerwowy i niespokojny. Gucio {#os#3160}Koliński{/#} był człowiekiem dobrym, życzliwym, szalenie pracowitym i ambitnym. W roku 1953 ukończył Wydział Aktorski Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej w Warszawie wraz z Lucyną Winnicką, Ignacym Gogolewskim, Janiną Traczykówną, Witoldem Skaruchem i Romanem Kłosowskim. Był to utalentowany rocznik. Tworzyli zgraną paczkę. Przyjaźnili się. Pochłaniał ich teatr. Mieli wspaniałych profesorów - Aleksandra Zelwerowicza, Janinę Romanównę, J

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał nadesłany

Gazeta Wyborcza - Białystok nr 63

Autor:

Witold Sadowy

Data:

15.03.2006