EN

29.03.2017 Wersja do druku

Artur Ruciński: Odpowiednia dawka adrenaliny

Jesteśmy jak wyczynowi sportowcy, za każdym razem, gdy wychodzimy na scenę, musimy potwierdzić formę. Jeśli dziś mam tremę, to taką, która mnie mobilizuje. A im większa scena i więcej osób na widowni, tym bardziej czuję się uskrzydlony. Wiem, co potrafię, na co trzeba zwracać uwagę, starałem się podpatrywać i uczyć się od starszych kolegów

Jeden z najlepszych barytonów na świecie, Artur Ruciński mówi, co jest dla niego naprawdę ważne. Rzeczpospolita: Często pan bywa w domu? Artur Ruciński: Bardzo rzadko, coraz rzadziej, a następne sezony szykują się takie, że będą to niemal pojedyncze dni w roku. I można tak żyć? - Niezwykle trudno, kiedy ma się rodzinę. Takie trzeba jednak ponosić koszty, jeśli chce się robić to, co jest pasją człowieka. Staram się zachować równowagę i od pewnego czasu nie przyjmuję już wszystkich propozycji, a gdy tylko jest możliwość, zabieram rodzinę ze sobą. Właśnie wrócił pan z Tokio, a wcześniej był w Londynie, gdzie pański występ w "Traviacie" spotkał się z entuzjastycznymi recenzjami. - Moim debiutem w Covent Garden w 2014 roku też była rola Germonta w "Traviacie". Wtedy wystąpiłem w nagłym zastępstwie, w piątek miałem spektakl "Falstaffa" we Frankfurcie, a już następnego dnia wyszedłem na scenę w Londynie. I dostałem potem kolej

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Artur Ruciński: Odpowiednia dawka adrenaliny

Źródło:

Materiał nadesłany

Rzeczpospolita nr 74

Autor:

Jacek Marczyński

Data:

29.03.2017