"Wyzwolenie" Stanisława Wyspiańskiego w reż. Krzysztofa Garbaczewskiego w STUDIO teatrgalerii w Warszawie. Pisze Jan Bończa-Szabłowski w Rzeczpospolitej.
Po premierze w warszawskim Studio zastanawiam się, co złego uczynił reżyserom Stanisław Wyspiański, że tak bezkarnie nim pomiatają. Najpierw było bydgoskie "Wesele" Marcina Libera, gdzie w rymy wieszcza "wtrącał się" Paweł Sztarbowski, potem "Klątwa" w warszawskim Teatrze Powszechnym, gdzie z samego tekstu Wyspiańskiego Oliver Frljić pozostawił niewiele, a teraz mamy "Wyzwolenie". Pod reżyserią podpisał się Krzysztof Garbaczewski, twórca modny. Gdybym po tym spektaklu miał oceniać jego artystyczny geniusz, uznałbym, że przyznana mu Nagroda im. Leona Schillera jest raczej żartem. Na szczęście jest autorem takich spektakli jak "Opętani" czy "Życie seksualne dzikich". Potraktujmy więc "Wyzwolenie" jako wypadek przy pracy. Inaczej mówiąc - pudło. To ostatnie określenie ma w tym spektaklu wymiar całkiem materialny. A powiedzieć, że Krzysztof Garbaczewski potraktował Wyspiańskiego nonszalancko, byłoby niepotrzebnym eufemizmem. To "Wyzwolenie"