Karol Dickens, żyjący w wiktoriańskiej Anglii pisarz i moralista miał, konsekwentnie zresztą realizowaną, receptę na wychowanie młodego pokolenia.
Ale dzisiaj młodzież Dickensa nie czyta. Jeżeli w ogóle sięga po książkę w dzisiejszym królestwie dyskotek, video-clipów, to ewentualnie po amerykański hit, albo przymusową lekturę, ale na pewno nie po XIX-wieczne sentymentalne tomiszcza. Reżyser Vojo Stankowski liczył zapewne, że widowiskowym "brykiem" przybliży młodzieży dickensowską moralistykę. Uznał też pewnie, że skoro ludzi przyciągają melodramaty do kina, to dlaczego nie miałyby przyciągać ich do teatru? Poza tym adresował swój spektakl także do ludzi starszych, którzy płakali nad losami Davida Copperfielda i innych dickensowskich bohaterów "dawno, dawno temu". Nie na darmo nazywam spektakl Stankowskiego brykiem. Posiada on bowiem wiele cech tej niechlubnej "pomocy naukowej": streszcza pobieżnie główne wątki, nie oddając jednak ani klimatu, ani piękna języka oryginału. Stara się wiernie przedstawić problematykę oraz istotę utworu literackiego, nie roszcząc sobie oczywiście pret