To nie teatr, to zjawisko. Zjawisko, w którym brali i biorą udział najwięksi artyści, tworząc wielką, nieformalną rodzinę. Scena STU obchodziła niedawno jubileusz 51 istnienia pod Wawelem . Przypominamy jego historię zamkniętą w alfabetycznych hasłach - pisze Wacław Krupiński w Dzienniku Polskim.
Anegdota. Po 50 latach są ich miriady. Przytoczmy tę dotyczącą początków. Opowiada Jerzy Trela: "Pamiętam pewne zdarzenie z okresu, gdy Teatr STU nie posiadał jeszcze swojego stałego miejsca. Przy Brackiej mieliśmy do wyremontowania takie niewielkie pomieszczenie, istną ruinę. Przyjechaliśmy tam w nocy z jakiejś chałtury w Chrzanowie. Krzysztof cały czas opowiadał o tym, jak wyobraża sobie nasz teatr. Gadaliśmy do późna w nocy. Ja w końcu sobie przysnąłem. W pewnym momencie obudził mnie głos z podwórka. Był świt. Zobaczyłem Jasińskiego stojącego na kupie gruzu, mówiącego: "Ja tu kur..., zrobię teatr!". No, i zrobił". Benefisy. Zaczęło się od członków teatru, skończyło na honorowaniu wielkich ze świata teatru, filmu, estrady. Dzięki "Dwójce" TVP oglądała te benefisy cała Polska. Było ich ok. 140, podczas jednego z nich, poświęconego Zbigniewowi Wodeckiemu, pojawiła się informacja o bombie w teatrze. Szczęśliwie sprowadzona br