- Witkacy wraca zawsze wtedy, gdy wzmacniają się tendencje totalitarne. Kiedy do głosu dochodzą ciemne, prymitywne siły. Ja przynajmniej tak bym chciał zobaczyć społeczeństwo poprzez "Szewców" - mówi Jerzy Stuhr w rozmowie z Marią Malatyńską w Polsce Gazecie Krakowskiej.
Otrzymał Pan propozycję reżyserowania "Szewców" Witkacego. Rzadko się tę sztukę wystawia, choć niektórzy uważają ją za najlepszą w dorobku tego twórcy. Może reżyserzy się jej boją? Może za dużo w niej groteski i absurdu? A może język "Szewców", nie do podrobienia, owe "Sflądrysyny" i "Skurczyflaki", odstrasza inscenizatorów? Ale tak czy inaczej - dobrze, że Witkacy znów się pojawi, bo rzeczywistość znów mu sprzyja. - Coś w tym rzeczywiście jest, bo różnie w różnych czasach odczytywano Witkacego i zawsze się sprawdzał. Teraz, do mnie, propozycja przyszła od Andrzeja Barta, pisarza, szefa artystycznego Teatru Nowego w Łodzi. Jego scenariusz "Szewców" byłby opowieścią o współczesnej Polsce, ale na podstawie tekstów różnych. I Leon Chwistek by się tu znalazł, bo przecież Witkacy cały czas tym Chwistkiem poniewiera, na prawo i lewo. Ale to jest dopiero kwestia przyszłego sezonu teatralnego, jakiś październik lub listopad. Jeszcze