Historią muzyków, którzy odeszli w wieku 27 lat, inspirowany jest spektakl "Amy. Klub 27" Piotra Siekluckiego, który w piątek i sobotę możemy obejrzeć w Teatrze Ludowym.
Każdy z nich miał wszystko, co ważne dla artysty. Sławę, pieniądze i miliony fanów. Byli idolami dla swojego pokolenia, wzorami stylu, autorytetami w dziedzinie muzyki. Ale prawdziwego szczęścia szukali w narkotykach, alkoholu i skandalach. To ich zabiło. Jimi Hendrix (właściwie James Marshall Hendrix) był synem sześciopalczastego żołnierza. Chociaż po ojcu przyszły muzyk liczby palców nie odziedziczył, były one bardzo długie i zwinne. Przygodę z muzyką Hendrix zaczął od harmonijki ustnej. Potem próbował połączyć ją z ukulele, kijem od szczotki, która miała udawać gitarę. Prawdziwy instrument trafił w ręce 15-letniego Hendrixa. Z gitarami Jimi już nigdy się nie rozstał. Chociaż w jego barwnym życiorysie jest zamiłowanie do malarstwa, służba wojskowa (za kradzież samochodu Hendrix miał do wyboru więzienie lub wojsko), a nawet skoki na spadochronie, muzyka pozostała jego największą pasją. Został wirtuozem gitary elektryczne