Arcydzieło Igora Strawińskiego w wykonaniu afrykańskich tancerzy nie poraziło poznańskiej publiczności. Trudno porównywać zabieg francuskiego choreografa Maalema do tego, co w 1913 r. zrobił ze Strawińskim Wacław Niżyński, trudno go też wpisywać w poczet najdoskonalszych realizacji XX w. Ale niewątpliwie jego spektakl każe się zastanowić nad współczesnym tańcem i współczesnym baletem - pisze Ewa Obrębowska-Piasecka w Gazecie Wyborczej - Poznań po "Święcie wiosny" Compagnie Heddy Maalem.
Z punktu widzenia zachodniej cywilizacji Maalem zaangażował do swego spektaklu tancerzy amatorów - nie zgłębiali oni bowiem tanecznych technik klasycznych ani nowoczesnych, których uczy się w naszych szkołach. Z drugiej jednak strony takie stwierdzenie to absurd: każdy z nich ma bowiem taniec we krwi i uczył się go - pewnie od dziecka - w Afryce. Mamy więc na scenie ruch, momentami naprawdę fascynujący, który zdaje się być absolutnie wolny od technicznych, warsztatowych skostnień i naleciałości. Ale czy na pewno? Prawdą jest, że żaden z tancerzy nie naciąga w charakterystyczny sposób stóp, nie prostuje się odruchowo, nie układa dłoni w znane z baletowych póz gesty. I to może się w tym spektaklu bardzo podobać. Z drugiej strony wkrada się doń pewna - niezamierzona, a co gorsza nieuświadamiana - sztuczność. Bo ruch, który proponują afrykańscy tancerze, nie występuje w formie czystej, etnicznej, żywiołowej - wpisany jest w formę, która jest dl