Stanisław Świder chciał dramatowi Ibsena nadać rangę uniwersalnej opowieści o zdzieraniu kolejnych warstw kłamstwa i pozorów zasłaniających prawdę. Udaje się to właściwie tylko jednemu aktorowi Przemysław Sejmicki (Oswald), skupiony i subtelnie grający, niesłychanie wciąga w swój dramat, szczególnie w intymnie prowadzonych scenach z matką. Zamysłowi reżysera pomaga muzyka (fragmenty kwartetów Beethovena), sugerująca tajemnicę, niepewność czy domagające się rozwiązania napięcie. Interesująca jest także scenografia: pusta przestrzeń z wielkim stołem (ołtarz?) na środku, ogromnym oknem w tle, zalewanym padającym ciągle - bynajmniej nie oczyszczającym - deszczem. Ale zamysłowi więcej przeszkadza, niż pomaga. Przeszkadza brak gradacji, obecnej przecież w dramacie. Zaraza odsłania się w nim powoli, toczy się krok po kroku i wypływa, wydobywana kolejnym słowem czy sytuacją. Na scenie od razu wszystko jest jasne; nie czuj
Tytuł oryginalny
Przeszłość - i co z tego?
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Wyborcza - Kraków nr 101