Czerwcowe popołudnie niedzielne. Zbiera się na deszcz. W tarnowskim Teatrze im. Solskiego o godz. 17.00 grany jest podwójny spektakl: "Śluby panieńskie" Fredry i "Białe małżeństwo" Różewicza. Na widowni, zajętej mniej więcej w 1/3, ze sto osób: jakaś zamiejscowa wycieczka emerytów, trochę młodzieży, kilkunastu (chyba) tarnowian. Okres wakacyjnej kanikuły nie jest może stosowny dla formułowania dramatycznych wniosków o stanie frekwencji w teatrze dramatycznym, ale... No właśnie, ileż to razy w styczniu i listopadzie, w miastach większych i mniejszych, widywałam tę samą smutną pustkę w rzędach teatralnych foteli? Pustkę śmiercionośną dla aktora, spektaklu, że już nie wspomnę o optymizmie statystyki wykazującej wysokość dopłat mecenasa do każdego biletu teatralnego. Śmiercionośną dla cyfr, którymi żyją teatralne raporty o stanie widzów. Miła pani z tarnowskiego teatru, na moja prośbę, wręcza mi po przedstawieniu
Tytuł oryginalny
Fredro i Różewicz w Tarnowie
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Literackie nr 29