"Czego nie widać" Michaela Frayna w reż. Pawła Dangela w Teatrze Nowym w Łodzi. Pisze Izabella Adamczewska w Gazecie Wyborczej - Łódź.
Najgorsze, co można zrobić, realizując farsę, to znudzić odbiorcę. Jeśli przez pierwszą godzinę widzowie reagują na to, co dzieje się na scenie, rzadkimi, powściągliwymi chichotami, to coś jest nie tak. Wracający do teatru po 30 latach Paweł Dangel powinien uzbroić się w nożyczki i lepiej przemyśleć dynamikę przedstawienia. Ci, którzy skorzystali z przerwy, żeby opuścić teatr, wyszli z Nowego w przekonaniu, że obejrzeli straszliwy gniot. I trochę tak miało być, bo "Czego nie widać" Frayna eksploatuje motyw teatru w teatrze - zespół aktorski przygotowuje się do odegrania na głębokiej prowincji głupkowatej farsy "Co widać". Pretensjonalna gosposia chroni chlebodawcę, który ukrywa się przed urzędem skarbowym, po schodach biegają dwie miłosne pary, pojawia się włamywacz, a w finale nawet szejk z opuszczonymi do kostek spodniami. Czyli typowa farsa, w której jest aż siedem par drzwi. Idiotyczność fabuły "Co widać" reżyseruje w