O amantach gawędziarzach, śmierci z miłości do sceny, nerwowych reżyserach, biuście 70-lecia, wreszcie o wężu amatorze, który nie wystąpił, bo dostał zapalenia płuc, czyli Teatr Wybrzeże w anegdocie - pisze Gabriela Pewińska w Polsce Dzienniku Bałtyckim.
Jubileusz 70-lecia Teatru Wybrzeże to okazja, by przypomnieć jego dawnych aktorów, reżyserów, dyrektorów. Oto poczet bohaterów anegdoty gdańskiej sceny. Bo bez anegdoty, jak mówią, nie ma historii teatru. Amanci Zawsze robił zdziwioną minę i kokietował niewinnym uśmieszkiem, gdy mówiło się, że wszystkie się w nim kochają. - Ja? - mrugał oczyma. - Skąd! Przecież ja mam żonę... - Ale był z niego amancicho! - wspominał przed laty Mariana Gamskiego inny aktor, mistrz anegdoty, Stanisław Michalski. - Jak demonstrował te swoje powłóczyste spojrzenia! A cichutki był przy tym, spokojny... Oczami robił. Superrwacz! Grał takie role, Kordiana choćby, że licealistki piszczały. Uwielbiał też robić kawały. Ni stąd, ni zowąd wkraczał do bufetu... w przebraniu. Na przykład w czepeczku babuni, mówił: Och, myślałem, że to kapelusz... Gamski to amant lat 50. Dekadę później objawił się Krzysztof Kalczyński. W roli Don Juana był idealny! - Wielb