- Rzeszowski teatr na początku XXI w. nie może być postrzegany jako staroć i ramota - mówi Jan Nowara, dyrektor Teatru im. W. Siemaszkowej. I planuje z rozmachem: powiększenie dużej sceny i postawienie nowego budynku, m.in. z małą sceną.
Każda premiera na małej scenie Teatru im. W. Siemaszkowej to horror. I nie chodzi tu wcale o powtarzalność gatunku w repertuarze małej sceny, ale o panującą w pomieszczeniu nieznośną duchotę. Miłośnicy teatru muszą sięgać do najgłębszych pokładów swojego uczucia, żeby dotrwać do końca spektaklu, zdarza się, że niektórzy nie są jednak w stanie znieść tej atmosfery i opuszczają salę w trakcie przedstawienia. Sala ma co prawda zainstalowane nawiewy, ale ich włączenie jest możliwe tylko w przypadku spektakli pozbawionych dialogów i najlepiej z bardzo głośną muzyką, która będzie w stanie zagłuszyć szum maszynerii. Widownia ma nieco ponad 60 miejsc, co powoduje ograniczenie repertuaru granych na małej scenie spektakli do małoobsadowych - monologów lub takich, które napisano na nie więcej niż dwóch aktorów. Decyduje czysta ekonomia: wystawianie tam sztuk na większą liczbę osób jest zwyczajnie nieopłacalne. - Większa, wielofunkcyjn