- My na całe życie pozostaliśmy dziećmi, tymi, które w 1948 roku wyrwano z rodzinnych domów i wysłano w nieznane - mówią Macedończycy, bohaterowie spektaklu Roberta Urbańskiego i Jacka Głomba "Przerwana odyseja" Teatru im. Modrzejewskiej w Legnicy i Macedońskiego Teatru Narodowego w Skopje - pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.
Do granicy odprowadziły je matki. Żegnał je głośny ich płacz. I obietnice majek, że tak, będą pamiętać, kto się w nocy odkrywa, komu zdarza się zmoczyć przez sen i co kto lubi na śniadanie. Potem i tak opiekunki mogły zająć się tylko najmłodszymi. Starsze musiały radzić sobie same. Dziewięcioletnia Dimitra szła ze starszym o trzy lata bratem Ilo. 14-letni Liso był sam. Nikt nie wie, ile lat miał Mito - już w Polsce uznano, że wygląda na dziewięć, i tak zostało. Pierwsza kromka chleba czekała na nich dopiero w jugosłowiańskiej Bitoli, skąd towarowymi pociągami jechali do Rumunii, żeby po kilku miesiącach trafić do Polski. Wychowawcy, którzy czekali na nich na dworcu w Lądku-Zdroju, załamywali ręce: dzieci były brudne, obdarte, głodne i zawszone. Mito: Klawczov, Alexiu, Aleksowski Rodziny bohaterów tej opowieści pochodziły z Macedonii Egejskiej, regionu, który znalazł się w granicach Grecji w 1913 roku - przedtem te te