- Ze światem komediantów stało się coś ciekawego. Satyrycy pojawili się u władzy, która ma często makabryczne pomysły. Używa języka czarnego kabaretu, surrealnego teatru. Władza staje się mrocznym showmanem, biało-czerwonym klaunem - mówią Michał Walczak i Max Łubieński, twórcy Pożaru w Burdelu, w rozmowie z Witoldem Mrozkiem w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.
"Demony Żoliborza" grane w kinie Elektronik już za nami, teraz ekipa Pożaru w Burdelu przygotowuje się do kolejnego, 32. odcinka - "Dziewczyny z Marszu Niepodległości". Premiera odbędzie się 28 października w Teatrze WarSawy. Wiadomo już, że będzie o zagubionym scenariuszu Andrzeja Wajdy, a także musical o Dmowskim i tajemnicza zakonnica. Witold Mrozek: Jak się pisze we dwójkę? Siedzicie sobie tu tak razem po ciemku w Dzikiej Stronie Wisły na Pradze? Przerzucacie się puentami? Max Łubieński: Właściwie to wyjeżdżamy do bardzo drogich all inclusive. Odcinek o Żoliborzu pisaliśmy na Kanarach. Teraz wyjeżdżamy na parę dni do Tajlandii (śmiech ). Michał Walczak: Mamy swoją metodę: ciągły kontakt. Łażenie po mieście, zahaczanie o miejsca, o których piszemy. To pomaga. Lubię poddawać się cząstce varsavianistycznej duszy Maksa. Przy okazji pisania ostatniego odcinka Pożaru byliście na Cytadeli? M.Ł.: Właśnie nie byliśmy. Ale z reg