Maja Kleczewska uważa, że nasz świat kończył się na raty. Kto wie - może kiedyś historycy zgodzą się na jedną datę? Może skończył się, gdy piętnaście lat temu samoloty pasażerskie uderzyły w wieże World Trade Center? - o przygotowaniach do premiery "Wściekłości" w reż. Mai Kleczewskiej pisze Dawid Karpiuk w Newsweeku.
Nasz świat przestał istnieć - mówi Maja Kleczewska. Wspólnie ze Zbigniewem Liberą i z Łukaszem Chotkowskim wystawia w warszawskim Teatrze Powszechnym "Wściekłość" Elfriede Jelinek. Maja Kleczewska uważa, że nasz świat kończył się na raty. Kto wie - może kiedyś historycy zgodzą się na jedną datę? Może skończył się, gdy piętnaście lat temu samoloty pasażerskie uderzyły w wieże World Trade Center? Albo kiedy upadał bank Lehman Brothers? W Nicei, w Paryżu, w Brukseli, w Madrycie, w Londynie. A może półtora roku temu, kiedy do redakcji "Charlie Hebdo" weszli bracia Kouachi, obaj urodzeni w Paryżu, sercu Europy, i obaj niewiele po trzydziestce. Zabili 12 osób, ranili 11. Po tym ataku Elfriede Jelinek napisała "Wściekłość". Tekst o bezradności. O przemocy i skrytej tęsknocie za światem, w którym przyzwyczailiśmy się żyć. - Nadszedł czas, w którym nie ma miejsca na myślenie - mówi jeden z jej bohaterów. - Nadszedł czas przemoc