Zamieszanie wokół nowej polskiej dramaturgii i młodej prozy, która zdobywa szturmem sceny, przesłania rzetelną ocenę jej wartości. Teatr czasem ratuje te utwory, ale literatury z nich nie uczyni - pisze Jacek Wakar w Życiu Warszawy.
Młodzi autorzy wypełniają znaczną część repertuarów wielu scen. Niektórzy dostrzegają w nich nadzieję na ożywienie skostniałego teatru. Jeszcze chwila, a ktoś zadekretuje, że Szekspir, Czechow, Molier ze swą przynależnością do dawnego czasu, nikomu nie są potrzebni. Chyba że Hamlet będzie rozmawiał z Ofelią przez telefon komórkowy - wtedy to już zupełnie inna sprawa. Ktoś inny wpadnie na pomysł, by stałą praktyką stało się granie na narodowej scenie "Heroiny" według powieści Tomasza Piątka w reżyserii innego pisarza, Pawła Sali. Nie odmawiam młodej polskiej dramaturgii prawa do konfrontacji z teatralną widownią. Problem w tym, że o ile nowe polskie sztuki często nieźle się oglada, dużo gorzej jest z lekturą. Dowód? Wydana właśnie przez wydawnictwo HA!ART & Horyzont antologia "Made in Poland" w układzie Romana Pawłowskiego - drugi tom głośnego w swoim czasie zbioru "Pokolenie porno" tego samego autora. Papier, tylko papier Mam