EN

7.08.1992 Wersja do druku

Jubileuszowy Mazepa

Stoją naprzeciw siebie, w półmroku. Ona jest naga, on okrywa ją i bierze jak dziecko na ręce. Tak się zaczyna, od sceny bez słów pomiędzy Ame­lią i Wojewodą, od znaku ich miłosnego zaczarowania. Dopiero potem jest jak u Słowackiego. "A przy moździerzach trzymać zapalone lonty", wejś­cie Kasztelanowej, dialog ze Zbigniewem. Ale bez pompy, bez celebry, które zna tradycja teatralna "Mazepy". Zamiast sali "oświeconej jak na bal" mamy wysłane kirem pudło sceny. Zamiast barokowej obfitości, czarne, potrzaskane kolumny, które w miejscu zniszczenia pociągnięto pozłotą. Nie widać pokojowych królewskich, szlachty, ludzi Wojewody. Zginęli rów­nież pod reżyserskim ołówkiem Chrząstka i ksiądz, a wraz z nimi pewne partie tekstu. A więc "Mazepa" kameralny? Tak to wygląda, przynajmniej na pierwszy rzut oka. I, przyznajmy, nie jest pozbawione sensu. "Istota tej sztuki - napisał kiedyś Edward Csató - rozgrywa się w falowaniu niuansów psychologicz­nych pomi

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Jubileuszowy Mazepa

Źródło:

Materiał nadesłany

Teatr nr 7/8

Autor:

Barbara Osterloff

Data:

07.08.1992

Realizacje repertuarowe