Najgorsza jest scenografia. Ani to styl, ani pomysł, raczej karykatura jednego i drugiego. Proszę sobie wyobrazić czarną salę kolumnową, gdzie kolumny ktoś potraktował siekierą niczym drzewa przeznaczone na ścięcie. Z kilku kolumn zostały same kikuty, inne przecięto na różnej wysokości, a jeszcze inne tylko napoczął ostrym narzędziem jakiś maniakalny drwal. W dodatku miejsca nacięć i przecięć pomalowano na złoto. Ki czort? Jakaś piekielna zaiste metafora w tym jest ukryta, której rozgryźć do dziś nie mogę. Skutek taki, że styl przedstawienia zawieszony jest poza czasem i przestrzenią. Ni to wiek XVII (czas akcji "Mazepy"), ni XIX (czas powstania dramatu), ni wreszcie XX, kiedy rzecz wystawiono. Nie upieram się, żeby zaraz wszystko przygważdżać do kalendarza. Jeśli jednak w dodatku ta ponad- czy pozaczasowa metafora lasu-pałacu jest mętna jak Wisła pod Wawelem, to doprawdy czegoś tu nadużyto. Ja wiem, że scenografowie mają ambi
Tytuł oryginalny
Mazepa czyli czterech na jedną
Źródło:
Materiał nadesłany
Tygodnik Powszechny nr 15