W płaszczu podbitym purpurą, w słynnym, koronkowym kołnierzu, z chytrym uśmieszkiem. Jan Kazimierz z rodu Wazów, król Polski, sportretowany przez Juliusza Słowackiego w "Mazepie" bardzo złośliwie, by nie rzec - nieżyczliwie. Oto odwiedza swojego wielmożę, Wojewodę, i czyni to nie z kaprysu, po prostu wali mu się tron, zbiera wojsko kwarciane, musi zatrzymywać się u poddanych, to tu, to tam, to ten tragiczny siedemnasty wiek przecież. Tragiczny dla nas, ale barwny nad wyraz. Więc Słowacki każe królowi prowadzić miłostki, niegodne, choć może i niegroźne - chociaż nie, król planuje rapt na kobiecie, i to żonie swego gospodarza, a to już paskudne podziękowanie za gościnność - rzecz się odkrywa, za wszystko płaci pazik szaławiła, pan Mazepa z Kozaków zadnieprzańskich, postać też autentyczna, a właściwie nawet nie on, a bliscy Wojewody. Melodrama barokowa najpierw, a potem czysta Kobra. Tak wystawił "Mazepę" w Teatrze Aten
Tytuł oryginalny
Jego Królewska Mość Gustaw
Źródło:
Materiał nadesłany
Glob nr 24