Gdyby Anna Dymna nie istniała, należałoby ją stworzyć. Piszę to najzupełniej serio; żadne tam podśmiechujki - w stylu zaprzyjaźnionego z aktorką Kazimierza Kutza, mówiącego, że gdyby była mężczyzną i żyła w czasach Chrystusa, byłaby jednym z jego apostołów...- pisze Wacław Krupiński w Dzienniku Polskim.
Należałoby ją stworzyć, nawet nie dla sceny czy filmu. Nawet nie dla fenomenu Salonu Poezji, bez którego nie tylko krakowski pejzaż teatralny byłby mniej barwny. Dymną należałoby stworzyć dla wszystkiego tego, co robi od lat dla osób niepełnosprawnych. I jak to robi, taktownie pozostając w cieniu. Tak, posługuje się nazwiskiem w nazwie fundacji, bo sama ją stworzyła, dała jej swą twarz, nazwisko, na które ciężko pracowała, a które stało się marką przeliczalną na pieniądze, teraz służące podopiecznym fundacji. Rozmawialiśmy przed laty (jeszcze "na pan"): "Słuchając Pani pomyślałem, że za 10-15 lat takiej działalności może się okazać, że Anna Dymna - święta, jak żartuje Kazimierz Kutz - przesłoni Annę Dymną, aktorkę..." - mówiłem. I usłyszałem: "Mam nadzieję, że mimo wszystko grać nie przestanę, że dostanę jeszcze jakąś ciekawą rolę. A jeśli nawet stanie się tak, jak pan mówi, to przecież pozostanie Anna Dymna - cz