Postanowiłem, że będę żył sobie w kraju ludzi sympatycznych. Zaczynam traktować naszą rzeczywistość wybiórczo. I postanowiłem się w takiej rzeczywistości poruszać. Wolę się utwierdzić w tym, że ci ludzie, którzy tak często się do mnie na ulicy uśmiechają, stanowią mój kraj! Dzisiaj skończyłem tyle lat, że mogę sobie żyć w kokonie - mówi Jerzy Stuhr w rozmowie z Marią Malatyńską w Polsce Gazecie Grabowskiej.
Dobrze jest być czytanym. Dyskutowanym. Ocenianym. Daje to sens pracy pisarskiej. Ale też wszelkiej publicystycznej. To jest prawdziwa obecność i trafianie do swoich odbiorców. To chyba marzenie każdego? - Oczywiście. Ostatnio echem naszych felietonów była jakaś publikacja na prawicowym portalu "wPolityce". Jakiś bluzg oczywiście! Ze "świętym oburzeniem" i fałszywymi wnioskami. Ale ten hejt wywołał kolosalną reakcję internautów, którzy napisali piękne rzeczy w mojej obronie. Że każde nasze słowo, które tu mówimy w tych felietonach, śledzą z ogromnym zainteresowaniem, że się zgadzają, że jestem mądrym człowiekiem... itd. Bardzo przyjemnie mi się zrobiło, także i dlatego, że była to nietypowa reakcja, wobec tego, co cieknie zewsząd w podobnych sytuacjach. Więc proszę portal "wPolityce", by częściej na mnie nadawali, bo wtedy się dowiaduję, ilu mam wielbicieli. Piszę to w dniu urodzin, kiedy na Facebooku mojej przyjaciółki, która to og�