W ujęciu Hulla i dramaturżki spektaklu, Anny Herbut, na styku rzeczywistości onirycznej i realistycznej powstaje organiczna materia łącząca dwie tajemnicze, wciąż pozostające w sferze mitu i tabu stany: sen i śmierć - o interdyscyplinarnym spektaklu "REM", którego pokazy odbyły się w Teatrze Wielkim-Operze Narodowej pisze Łukasz Maciejewski na stronie AICT.
Na miejscu Piotra Hulla, reżysera, producentka i spiritus movens hybrydalnego spektaklu "REM" zaprezentowanego w Teatrze Wielkiem Operze Narodowej, wysłałabym zapis przedstawienia Michaelowi Stipe'owi, liderowi i wokaliście kultowej kapeli "R.E.M". Podejrzewam, że - podobnie jak większość widzów - byłby pod wrażeniem. "REM" nie ma oczywiście nic wspólnego z amerykańskim zespołem rockowym. Zarówno muzycy, jak i Hull skorzystali z tego samego terminu medycznego, określającego najbardziej powierzchniową fazę snu uaktywniającą tak zwane marzenia senne, której towarzyszą szybkie zmiany gałek ocznych (to właśnie REM - Rapid Eye Movement). Śnienie na tym etapie może być głęboką rozmową z samym sobą, obrazami pokrętnych korytarzy naszej podświadomości. W ujęciu Hulla i dramaturżki spektaklu, Anny Herbut, na styku rzeczywistości onirycznej i realistycznej powstaje organiczna materia łącząca dwie tajemnicze, wciąż pozostające w sferze mitu i t