- Mam wrażenie, że dzisiaj żyjemy w czasach, gdy człowiek odrzucony staje się wrogiem i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Kiedyś młody człowiek w takiej sytuacji, czując się doprowadzonym do ostateczności, popełniał samobójstwo. Dzisiaj on nie popełnia już samobójstwa, tylko bierze pistolet i strzela do innych - mówi reżyser Wojciech Kościelniak przed premierą spektaklu "Czyż nie dobija się koni?" w Teatrze Wybrzeże.
Łukasz Rudziński: "Czyż nie dobija się koni?" to prawdziwa kopalnia tematów i motywów. Na co pan zwrócił szczególną uwagę? Wojciech Kościelniak [na zdjęciu podczas próby]: Tekst Horace'a McCoya jest tak pojemny, że można go czytać w przestrzeni społecznej, politycznej, jako indywidualne losy ludzkie czy losy par małżeńskich, a są tam też paralele do kapitalizmu i kwestii uchodźców. Mnie najbardziej zafascynował jego współczesny wymiar - młodzi ludzie wchodzą w świat, który ich odrzuca, ale już nie przejmują się tak krwawym kapitalizmem - o którym wiele mówił film Sydneya Pollacka z 1969 roku. Szczególnie zaciekawiło mnie to, do czego prowadzi odrzucenie przez świat i jak zmienia to młodych ludzi. Mam wrażenie, że dzisiaj żyjemy w czasach, gdy człowiek odrzucony staje się wrogiem i to w dosłownym tego słowa znaczeniu. Kiedyś młody człowiek w takiej sytuacji, czując się doprowadzonym do ostateczności, popełniał samobójstwo. Dzi