"Przywróć nam dziady!" - krzyczy Gustaw do Księdza w końcówce IV części wieńczącej 14-godzinny Mickiewiczowski maraton. I na widowni zrywają się brawa. Bo żądanie zostało zaspokojone - Michał Zadara nam wszystkim te "Dziady" przywrócił - pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.
Tym, którzy "Dziadów" bez skrótów nie widzieli, odpowiadam: tak, byłam. Tak, wytrzymałam. Nie, nie zmrużyłam oka na chwilę, chociaż pod koniec byłam już zmęczona. Nie przysnęłam nawet wtedy, kiedy Monika Bolly czytała długi i - do pewnego momentu - śmiertelnie nudny "Przegląd wojsk". A potem szybko zrozumiałam, jakim mistrzem suspensu jest Mickiewicz. Rozśmieszył mnie Guślarz Mariusza Kiljana w części II i zaskoczył ponownie spotkany pod koniec III. Poruszyli ludzie, których za sobą pociągnął na obrzęd. Wciąż dyskutuję w myślach z Konradem Bartosza Porczyka. Ubawił mnie przysypiający na bębnach Rafał Kronenberger. Zaniemówiłam z wrażenia, słysząc, jak dojrzale 11-letnia Julia Leszkiewicz mówiła "Drogę do Rosji". Wzruszyła mnie Marta Zięba w "Ustępie". A także Anna Ilczuk, kiedy "Do przyjaciół Moskali" podała nam w wyciszonej, skupionej tonacji, kompletnie odmiennej od dosadności, z jaką podaje tekst w większości spektaklu. I