- Myślę, że moim młodszym kolegom jest o wiele trudniej. Konkurencja jest dużo większa niż wiele lat temu. Szczerze mówiąc, to czasem nawet im współczuję - rozmowa z solistą Opery Nova, który od 37 lat występuje na deskach bydgoskiej opery.
Anna Stasiewicz: Cofnijmy się do roku 1976. kiedy rozpoczął Pan pracę w Operze Nova. Dlaczego wybór padł akurat na bydgoską scenę? Ryszard Smęda: Bo w tamtych czasach opera w Bydgoszczy jawiła się jako coś nowego, ciekawego. To ostatnie jest zresztą aktualne do dziś. (śmiech) I dlatego po skończeniu studiów w Warszawie razem z kolegą postanowiliśmy spróbować szczęścia właśnie w Bydgoszczy. Mnie się udało i l września 1976 roku rozpocząłem pracę, wtedy w Operze i Operetce. Pamiętam, jak ówczesny dyrektor Stanisław Renz odchylił kawał materiału, pod którym była ukryta makieta opery. "Za 3 lata ta opera będzie funkcjonować" - powiedział. Okazało się, że musieliśmy na to czekać o wiele dłużej. A nie przeszkadzała Panu, wtedy 24-latkowi. wszechobecna szarzyzna? Miasto chyba nie zrobiło na Panu dobrego wrażenia? - Ależ skąd! Byłem zachwycony Bydgoszczą. Akurat była piękna, słoneczna jesień. Nawet Brda zrobiła na mnie niesamowite