- W przypadku śpiewaka operowego wszystkie "złe" przymioty, czyli bycie megalomanem i egoistą, są konieczne. Choćby po to, by mógł stanąć przed kilkusetosobową, bądź kilkutysięczną publicznością i dobrze zagrać swoją rolę - mówi śpiewak operowy Mariusz Kwiecień.
O czym marzy Pan tuż po spektaklu, kiedy wchodzi do garderoby? - Jestem trochę nietypowym śpiewakiem, bo najbardziej lubię uczestniczyć w tworzeniu i pracy nad spektaklem. Przed rozpoczęciem opery jestem zawsze bardzo zdenerwowany. Kiedy się zacznie, wtapiam się całkowicie w rolę, kiedy kończy, jestem szczęśliwy. Myślę jeszcze o tym, że przyjmę gratulacje, po czym będę mógł napić się drinka. Wtedy emocje opadają? - Nie dzieje się to tak prędko. Adrenalina utrzymuje się jeszcze przez kilka godzin w krwiobiegu. Moi bohaterowie to zawsze ludzie pełnokrwiści i bardzo treściwi, jak Don Giovanni, Oniegin i Król Roger, który jest w całości bardzo emocjonalną postacią. Im bliżej do końca opery, tym te emocje większe. Nie da się więc ich zostawić w momencie wyjścia z teatru. Trzeba pozwolić im odpłynąć. Czy śpiewak operowy musi mieć coś z megalomana? - Każdy artysta musi myśleć o sobie i o tym, jak się skupić, by stworzyć ś