"Szkoła żon" wydaje mi się jedną z tych pasjonujących sztuk, które można oglądać w coraz to innym świetle. Wolno w niej szukać dalszego ciągu dyskusji, rozpoczętej "Szkołą mężów". Tam chodziło o wychowanie kandydatów na małżonków, tutaj o przysposobienie przyszłych mężatek. Wychowanie jest niemal synonimem edukacji; otóż paradoks na tym polega, że metoda, którą eksperymentuje Arnolf w "Szkole żon", sprowadza się do ... antyedukacji. Im kobieta mniej wykształcona, im mniej dotknięta znamionami kultury, tym szczęście byłoby pewniejsze, jego perspektywy lepsze. Molier ukazuje nie tylko niemoralność tej metody, ale i jej nieskuteczność, działanie sprzeczne z założeniami. Anusia, pozbawiona wykształcenia, tym intensywniej będzie posłuszna pierwotnemu swemu instynktowi. W inscenizacji Jean Meyera na scenie paryskiego Palais Royal naiwność dziewczyny zapędzała Arnofla w ślepy zaułek. Anusia właśnie przez swą pierwotność prowokowała A
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr nr 20