Jan Świderski wziął na swe barki trud niemały: nie tylko gra w molierowskiej "Szkole żon" główną rolę, ale również arcydzieło Moliera zainscenizował i wyreżyserował. Zacznijmy od reżyserii. Nie ulegając modnym prądom, idącym w kierunku tak zwanego uwspółcześniania, Świderski prezentuje spektakl w tonacji akademickiej, klasycznej, wychodząc zapewne z założenia, że tekst molierowski, zwłaszcza w "Szkole żon" sam się obroni i niepotrzebne mu są najbardziej pomysłowe wtręty, podpórki i wygłupy. Reżyser zrezygnował również z ilustracji muzycznej, którą się ostatnio tak chętnie stosuje na naszych scenach. W rezultacie mamy przedstawienie sensowne, logiczne (nieco może tylko pozbawione tempa). Chyba najwięcej skorzysta na tym młodzież, której raz po raz prezentuje się utwory z przeszłości w postaci widowiska, będącego mniej lub więcej pokraczną karykaturą tekstów, traktowanych przez inscenizatorów, jako coś w rodzaju zła koniecznego.
Źródło:
Materiał nadesłany
Tygodnik Demokratyczny nr 41