"Szkoła żon" jest pierwszą komedią Moliera nowatorską, z klasy arcydzieł, a zarazem pierwszą, którą Molier naraził się możnym prawodawcom smaku, gustów i obyczajności. Broniąc jej przed atakami, włożył Molier w usta Doranta z "Krytyki Szkoły żon" słowa: "Czy wielkim prawidłem, nad wszelkimi prawidłami, nie jest bawić, i czy sztuka, która dopięła tego celu nie obrała dobrej drogi?" Te słowa miał zapewne na uwadze Jan Świderski, gdy podjął pracę reżysera "Szkoły żon" w nowym przedstawieniu Teatru Dramatycznego. Położył nacisk na żywioł śmiechu: śmiechu molierowskiego, który komedię kojarzy z farsą, a psychologię z kopniakami: śmiechu nieraz niewybrednego, a zaprawionego goryczą. Ta nowa "Szkoła żon" ma kształt tradycyjny, żadnych tam wstawek, przeróbek pokrętnych, a Swiderski w roli Arnolfa nie przestawia na siłę zakochanego starca z ram półfarsowych w ramy trzy ćwierci tragiczne. Jego Arnolf jest śmieszny.
Źródło:
Materiał nadesłany
Trybuna Ludu nr 262