ZACZYNA się jak w teatrze marionetek, jak w jakiejś wielkiej szopce i mimo woli przychodzą wówczas na myśl chochołowe partie "Wesela". Karykaturalnie zdeformowane figury, trochę błazeńskie, trochę nadrealistyczne stoją w półkolu w głębi sceny - nieruchome, martwe jak jakieś figury woskowe, jak by dopiero czekały na głównego reżysera, który je ożywi, pociągając za sznurek wprawi w ruch. Na razie jest jeszcze nieobecny. Wkroczy dopiero wówczas, gdy umilkną strzały, gdy żołnierze w legionowych maciejówkach triumfalnie obwieszczą zwycięstwo i zawołają: Austriacy przepędzeni! Dopiero wówczas wejdzie w glorii: on - generał Barcz i kilku najwierniejszych z jego przybocznej legionowej gwardii, potrzebnych mu do zainscenizowania całego widowiska: mistrz od brudnej roboty, szantażu, prowokacji - major Pyć i mistrz od "propagandy i kultury", kapitan Rasiński. Człowiek z żelazną ręką - mówią o Barczu. Jest wysoki, trochę pochylony, nadzwyczaj spokoj
Tytuł oryginalny
Generał Barcz i jego wierni legioniści
Źródło:
Materiał nadesłany
Żołnierz Wolności nr 29