Józef Szajna "napisał" swego "Fausta" scenografią, obrazami, kolorem, kształtem, maskami, kukłami, ruchem, światłem, pirotechniką, metalem, drzewem, szmatą, farbą, dymem, mgłami i nawet swądem drażniącym powonienie na widowni. A także muzyką Bogusława Schaffera - ostrą, przejmującą, "kosmiczną". W przedstawieniu są również aktorzy, ale raczej tylko jako elementy wizualnej całości, rekwizyty. No i, niestety, tekst, strzępy tekstu Goethego, w zasadzie z pierwszej części "Fausta" z nielicznymi fragmentami z części drugiej - pocięte, poprzestawiane, inaczej rozdzielone na postacie - "w wolnym przekładzie" Macieja Z. Bordowicza. Tekst - jako zła konieczność, bo reżyser zapewne najchętniej obszedłby się bez niego, nie zawsze wie co z nim zrobić, słowo to przecież bierność, przeszkadzająca dynamizmowi przedstawienia. Zresztą ten tekst niemal nie dochodzi do świadomości widza, pochłoniętego całkowicie wizją wzroko
Tytuł oryginalny
"FAUST" SZAJNY
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Warszawy nr 175