EN

1.09.2015 Wersja do druku

Jeremiasz Gzyl: chodzenie na szpilkach to koszmar

- Bardzo cenię swoich rodziców na scenie i też chciałbym pójść w ich ślady, ale na pewno nie dzięki ich wstawiennictwu, a poprzez własną pracę - mówi Jeremiasz Gzyl, młody gdyński aktor.

Można by stwierdzić, że byłeś właściwie skazany na aktorstwo. Faktycznie tak było? - Moi rodzice nigdy nie chcieli bym poszedł w tę stronę. Doskonale wiedzieli jaki to jest zawód i byli niechętni temu, bym został aktorem. Początkowo też byli bardzo krytyczni wobec mojej gry. Jednak mnie ciągnęło na scenę, całe dzieciństwo obserwowałem rodziców, byłem zafascynowany tym, co widziałem na scenie. Stwierdziłem więc, że stawiam wszystko na jedną kartę. Postanowiłem zdawać do dwóch szkół: na Akademię Teatralną w Warszawie oraz do Studium Wokalno-Aktorskiego im. Danuty Baduszkowej w Gdyni, z naciskiem na tę drugą placówkę, bo chciałem pozostać w Trójmieście. Dostałem się do Gdyni i nie myślałem już o żadnej innej. Nie ciążyła ci presja związana z mamą występującą w Teatrze Muzycznym w Gdyni (Dorota Kowalewska - przyp. red.) i tatą - cenionym artystą Teatru Wybrzeże (Grzegorz Gzyl - przy. red.)? Nie ciążyła ci presja zwią

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Jeremiasz Gzyl: chodzenie na szpilkach to koszmar

Źródło:

Materiał nadesłany

www.trojmiasto.pl

Autor:

Łukasz Rudziński

Data:

01.09.2015