Polityczne intrygi, spiski, chciwość zdobywców, starcie cywilizacji Wschodu i Zachodu - Jacek Głomb przypomina polski triumf w Moskwie na początku XVII wieku i jego tragiczne konsekwencje. Legnicki teatr otwiera nowy sezon sceniczną adaptacją tekstu "Car Samozwaniec, czyli polskie na Moskwie gody" Adolfa Nowaczyńskiego.
Sztukę do tej pory zainscenizowano tylko raz, i to ponad 100 lat temu. Tytułową rolę w Krakowie zagrał wówczas Ludwik Solski. Tym razem adaptacji tekstu podjął się Robert Urbański, który skrócił go do zaledwie jednej piątej oryginału. Usunął rozbudowane dialogi, didaskalia i trzeciorzędne postaci. - Znaleźliśmy dla tej opowieści współczesny kształt, metaforę, zawieszając ją poza czasem - mówi Głomb. - To sztuka, w której tak samo dostaje się Polakom, jak i Rosjanom. Nowaczyński w tym sensie był bezkompromisowy. To nasze polsko-rosyjskie zapętlenie jest dalej aktualne, a tekst napisany dziwnym językiem z początku XX wieku jeszcze to mocniej podkreśla. Akcja dramatu rozgrywa się na przestrzeni jednego roku (1605-1606) i opowiada o autentycznych wydarzeniach, gdy polscy magnaci sięgnęli podstępem po władzę na Kremlu. Osadzili na moskiewskim tronie oszusta podającego się za syna Iwana Groźnego. Dymitr Samozwaniec koronuje się na cara Rosji,