EN

1.04.2012 Wersja do druku

Wodochciejstwo

Mariusz Treliński wyznał niedawno w wywiadzie dla "Dwutygodnika": "Myślę czasem, co by było, gdyby śpiewacy mieli lotność tancerzy Piny Bausch, duszę i umiejętność gry Tadeusza Łomnickiego, żeby śpiewali jak Maria Callas, a ja bym to wszystko pięknie wyreżyserował". Piękne marzenia, swoisty maksymalizm artystyczny - to się chwali, ale gdzie tu miejsce na partyturę, libret­to, dyrygenta? Niestety, spektakli opero­wych nie można kleić jak kolaży, wycinać i przestawiać wybrane elementy lub tylko je ignorować. Efekt zawsze zemści się na reżyserze. Tytułowy Holender z opery Wagnera, sam przeklęty przez Boga, rzucił klątwę na demiurga inscenizacji w warszawskim Teatrze Wielkim. Akcja opery dzieje się na morzu, w mo­rzu, nad morzem; obecność wody na sce­nie jest więc oczywista, ale jest to, by tak rzec, woda stojąca. Fale i chlupoty są wy­nikiem działań tancerzy, z naciskiem na tancerki, które w sukniach ślubnych od­prawiają w morzu bachan

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Wodochciejstwo

Źródło:

Materiał nadesłany

Hi Fi i Muzyka nr 4

Realizacje repertuarowe