- Przeszedłem awangardę i wiem, że zawsze są jakieś trzęsienia ziemi, zawsze przychodzą młodzi ludzie i chcą czegoś nowego. Raczej się im przyglądam ostrożnie, chociaż wielu rzeczy nie akceptuję - mówi Jan Peszek w miesięczniku Kraków.
Człowiek nie wybiera sobie miejsca urodzenia. Ale miejsce, gdzie przychodzi na świat, a potem dorasta, ma wpływ na to, jakim jest człowiekiem. Jan Peszek o sobie mówi, że został poczęty w Koenigsbergu w czasie II wojny światowej, a urodzony w drodze na południe, w Szreńsku, małej miejscowości na Mazowszu jako efekt sojuszu imperialistyczno-komunistycznego. Matka - córka polskich emigrantów - urodziła się w USA, ojciec pochodził spod Stryja. Szczęśliwe dzieciństwo i wczesną młodość spędził w Andrychowie, jako pierworodny z szóstki dzieci tamtejszego dentysty. I przysposabiany był do przejęcia gabinetu po ojcu. Jako nastolatek asystował technikowi przy wyrabianiu koron i mostów. - Kształtowała mnie ultrakatolicka rodzina ze strony ojca i bardziej tolerancyjna, otwarta i emocjonalna ze strony matki. Wzorce, które wyniosłem z domu, nigdy nie były w nas wtłaczane siłą, dlatego ja i moje rodzeństwo przyjmowaliśmy je jako coś zupełnie naturalnego.