EN

3.07.2015 Wersja do druku

Miły czas machania ręką

Jak wiele minut namysłu kosztuje dziś machnięcie ręką w epilogu namysłu? Trzy? Jedną? Może mniej? Może tyle, ile trwa obojętne spojrzenie na przedmiot namysłu? Barbara Hanicka, scenograf granego w Małopolskim Ogrodzie Sztuki seansu "Kto wyciągnie kartę wisielca, kto błazna?", który wg "Króla Leara" Williama Szekspira Paweł Miśkiewicz wyreżyserował, zaproponowała Miśkiewiczowi malowniczą i sprytną, dmuchaną zjeżdżalnię w rogu sceny - pisze Paweł Głowacki w Dzienniku Polskim.

Sprytną, gdyż z gumy, która samą siebie nadmuchuje, kiedy przycisnąć właściwy guzik. Zaproponowała też inne kształty, inne znaki sceniczne - taczki do usypywania kredowych linii na futbolowych murawach, telewizor, szyny kolejowe, wagon, kule bilardowe, gaszone wapno, papierowe torby na zakupy, a także skórzaną pilotkę z epoki Dywizjonu 303 - lecz zostańmy przy zjeżdżalni. Pomiędzy chwilą, w której Hanicka pokazała projekt samodzielnie nadmuchującej się gumy, a chwilą, kiedy Miśkiewicz westchnął "A, niech będzie" - ile sekund minęło? Jak mało czasu trzeba, by reżyser urodził kompletną obojętność? Boleśnie marnieją dziś znaki sceniczne. Nie chodzi tylko o Miśkiewicza, seans jego jest ledwie pretekstem. Znaki przypadkowe, zalatujące tandetą, głuche i nieme. Znaki pod hasłem "z braku laku" i pod sztandarem "jakoś to będzie". Znaki, co nic ze sobą wzajem wspólnego nie mają, każdy z innej estetycznej parafii, od Sasa do lasa, bez najmniejsz

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Miły czas machania ręką

Źródło:

Materiał nadesłany

Dziennik Polski nr 153 online

Autor:

Paweł Głowacki

Data:

03.07.2015